czwartek, 25 grudnia 2008

Wigilia, Boże narodzenie, Kewin na sylwestra znów sam w domu.

Nastał czas. Czas to coś, na co liczy każdy, jednocześnie sowicie go przeklinając. Mając czas do dyspozycji, każdy z nas, jest specjalistą w marnowaniu go. Cieszy nas niezależność, brak odpowiedzialności, zobowiązań. Dlaczego?
Nie możemy poddawać się globalnemu pędowi, dążącemu ku zapomnieniu i spełnianiu chwilowych zachcianek. Tak chętnie przytaczany teraz hedonizm, jest tylko maską, kamuflażem, który pomaga nam ukryć swoje słabości, jednocześnie w miarę logicznie tłumacząc nasze zachowania, wiesz o tym Gab. Tak łatwo przecież uciec. Bardzo. Czemu nie potrafimy stawić czoła temu, co tak naprawdę jest złe? Dlaczego poprzez milczenie, obojętność stawiamy krwawy podpis pod cyrografem, za który odpowiedzialność poniesie pokolenie dwa, trzy w przód? Przerasta mnie to. Zbyt.
Tak łatwe wydaje się przekazanie problemów do nadchodzących pokoleń. Koniec końców, mnie to nie dotyczy, mi wszystkiego jest dostatek. Nie muszę myśleć o innych, mnie jest dobrze. Czy to jest poprawne? Nie za bardzo.

Z każdym dniem tracę zdrowie. Dlatego właśnie powinniśmy zastanowić się nad tym, czy w naszym życiu jest chociaż odrobina miejsca na dobro, poświęcenie, ofiarę. To wszystko dla drugiej osoby. Znajomej, obcej, kochanej, znienawidzonej. Z jakiego powodu miałbym dbać o te przymiotniki? Dlaczego mam klasyfikować ludzi w ramach "zły" i "dobry"? Nie potrafię. Jesteś dobry, ale jesteś też zły. Potrafisz być dobry, ale przez bierność wybierasz zło.

Uśmiechnij się nawet do tej kobiety, która nie ma zębów, która prosi o grosz na alkohol. Podaj jej dłoń, bo jest człowiekiem, zasługuje na to, żebyś nie odwracał się od niej. Tym bardziej, nie zasługuje na to, żebyś nią gardził. Sam kiedyś możesz znaleźć się na jej miejscu.





Wesołych Świąt.

http://ganc2.wrzuta.pl/audio/5KWHgbgGKs/jingle_cats_-_cicha_noc

środa, 17 grudnia 2008

Wojna o Wawel 2008

A mojej relacji kurwa nie będzie.



Macie zamiast niej kawałek, który rozpierdala mój łeb.

środa, 10 grudnia 2008

Na płocie jęczał ręcznik, a pod ręką był podręcznik.

Podchodząc po raz drugi, myślę sobię. Dlaczego w życiu nie wszystko wychodzi tak, jak byśmy tego chcieli? Dlaczego niektórzy uciekają nawet przed swoim wzrokiem, który ukosem zahaczy twarz właściciela w lustrzanym odbiciu? Grawitacja. Czuję się przez nią przybity, ściąga mnie na szare ulice, kiedy biegać chciałbym wraz z chmurami po skrzydłach samolotu.

Czas często jest naszym wrogiem. Polubiłem go, kiedy przyszedł do mnie rano, mówiąc "Bobek wstawaj, zbliża się finał WOW". Wstałem. Grawitacja poszła precz, nie dałem jej odebrać sobie radości.

Szczęście buchało z każdej dziury w ulicy prosto w oczy. Kto nie był podekscytowany, ten dzik stojący po kostki w morzu mleka. Zbliża się.

By było czwartkowo, musiałem wyjść z domu. Lekki lans na porządną młodzież, ja mam wino, Sylwia sprajta. Kurwa, stary, co z tym zrobić? Daj, zmieszamy, też jest w porządku. Wino halucynogenne chyba, bo później zjawili się Sajmony i dość znani DJ i producent markujący się literką R, ale bez fejmilansu. Groupies tak czy inaczej, szaleją, bo muszą, chcą. Bardzo chcą, mniej muszą. Prawo młodości. Czyżby? Chyba nigdy nie byłem młody. Tu dzięki rodzice, że urodziliście mnie, jak miałem 16 lat.
Zaczynam się śmiać, bo widzę tą twarz. Białas z przyjaznego osiedla. Bieniu, wiesz że. No nic, ja idę. Weź zostań, weź, głos w środku mi mówił. Nie lubię go, pomóżcie mi. To prowadzi do złych rzeczy. Dzięki za odwagę, człowieku! To zostanie zapisane. Udało mi się wyjść.

Piątkowo też musiało być, prawo weekendu. Nie istnieje bez piątku, jak chleb bez piątki. Szkoła, dom, dworzec - jak widać, litera D rozpoczyna wszystkie te słowa. Podejrzane jak zadanie na sprawdzianie. Zwątpiłem kiedy Lubcio spóźnił się na drugi pociąg. Myśle, znów myślę, ciężki weekend, ciężki kating czeka nas, mnie, Ciebie, jego, ją. Koloruje, koloruje. Tu jest niebieski, a tutaj na żółto. Teraz zielony. Wrócmy do relacji. Dzięki Mały za te 150 pięter w hostelu 7, po lewej łatwiej wychodzić, bo jest wydeptane. Kolejne 150 ale stopni Celsjusza, to miał Torae w pokoju, w dodatku pił Cole Zero jak sztuki.
Fajnie, przyjemnie. Wojownicy się eliminują, eliminują. Stara Lubcia założyła Sosnowiec, no to chodźmy do McDonalda na obiad, jestem głodny, a zestaw Notorious Biggie Mac jest spoko na to, bardziej niż Danio. Przynajmniej ja tak uważam, a mam rację zawsze, nie hejtuj. Co ciekawsze, Torae zagrał w międzyczasie, wchodziłem do klubu krzyczał JOŁ, myślałem że to do mnie, ale on sobie już szedł do domu. Tylko jeszcze sprzedał płyty, bo nie miał na bilet powrotny, wszystko pomyślne. Znalazł się nawet Polaczek, Wróbel, Luca. Gromek idź spać na buty, a komisarz mi zajebał za to, że wiązałem buty, jak wiązałem buty. Czy coś było w piątek? Ja dobrze nie pamiętam. Wiem tylko jedno, nic nie działa jak zielona butelka. Miło było jechać Audi, nosić bannery. Urozmaicenia, bez szablonu i sztampy. Coś się podziało, pochichrali, w sumie jednak zmęczenie osiągnęło zenit, wyżyna brazylijska. Wpadając w sidła snu, uciekam w nieświadomość, reszta również. Zajebiście, brat.

Łatwo wysnuć wnioski z urywków wypowiedzi, trudno jest odkręcić rzucone złe słowo. Może po prostu się nie odzywaj, skoro mówisz nic, na dodatek bez żadnego ukrytego sensu. Jeżeli rozumiesz, obudź się z nami w sobotę.

Widocznie rozumiesz, bo budzisz się i jest sobota. Coś tam, ktoś tam krzyczy ładuj, szybki mixtejp u Sylwii na mieszkaniu.
Czasem mam kaca jak PZPR. Sory, wczoraj znowu najebałem się. W pętli, w pętli. W sumie spoko hit, życiowy. Sobota mijała spokojnie. Spokojnie niespokojnie, cały czas dzieję się coś dziwnego, poznałem swoją starą przy Feel'u. Leje się, leje. Uruchamiając swój gust odzieżowy, przywdziewam się lepiej niż Jacyków, dawaj Polaczek, Wróbel na dworzec, tam jest wasza koleżanka, taguj. Czy czapka z cekinami może mieć 7 i 3/8? To zboczenie, jak z trasy. Szybka kawka bez prądu w Carrefourze, bo prąd już był wcześniej. Czemu ta pani nie rozumie że nie mam prądu w domu? Może dlatego, że była ładna, zacna na twarzy i resztą też zresztą. Kawa źle robi na ciśnienie, potrójna rundka i jedziemy dalej. Pasztet odpada, więc zakupy, szybko, prosto, wyścigi. Moja czapka mikołaja świeci na łbie Polaczka, Jacyków nie nosi byle czego, zresztą nie szył tego żaden gej. To chodźmy już na przystanek może, tramwajowy. 5-10-15. Czy grawitacja znów sprawiła nam psikus i wzięła tramwaj? Obczaj. Ten tramwaj tędy nie jeździ. Dlaczego mi to robisz, grawitacjo. Byłem grzeczny, taki wstyd. Szybkie ładowanie w tramwaju, pani obok nie chciała, to davaj sami. Szybko, szybko. Przerwa, znów dworzec. Warszawa? SIEMA! Zobacz sam, jak encusie skaczą tam i siam. Spłoszyliśmy grawitację. Znów coś szybkiego i to nie szmal, to nawrotka na mete do Sylwii. Lekkie szuruburu, ogarniamy się. O nie, już późno, chodźmy do Studia walczyć o Wawel, niechlubnie byłoby ominąć. Po krótkich ekscesach tramwajowych, bo wszyscy przecież wiedzą, że hamulce awaryjne nie są do używania. Podjedźmy drugim. Moim oczom ukazuje się wielki świetlisty budynek. To nie Studio, to Jubilat. Robson chodź ze mną! Ciepłe piwo w cenie zimnego to szczyt absurdu, a druga kempowa ekipa w innym autobusie to szczyt nonsensu. Bo dlaczego nie razem? Otwórzcie mi piwo. Kryniu, nie lubie Cie za pigułke gwałtu w piwie, chciałem przynajmniej przeżyć świadomie ten finał WOW'a. Dołączywszy, dołączywszy. Kupuje bilet. I co potem? Ja dobrze nie pamiętam, ale nic nie działa tak dobrze jak śpiąca królewna. Flashback, flashback. Nic ciekawego, podobno wygrał Muflon a Łona i Rasco zagrali porządne koncerty. Z kim wychodziłem? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie. Dzięki za zdjęcia i filmiki, żebym wiedział co się działo, ze mną też. Abstrahując od smutków, zapraszam do wyjścia ze Studia, chodź z nami do Sylwii.
Zgubiłem się, gdzieś pomiędzy budynkami. Potem znów nie pamiętam, dlaczego mi się to przytrafia? Grawitacja daje się we znaki. Przed oczyma czarno, nic nie widzę. Umarłem, pozdrów wszystkich.

Powrót do rzeczywistości, jest już 6 rano. Jadąc tramwajem linii numer Sylwia, myśli nabierały dziwnych kształtów. Widzę światło. Mamo, czy to już? Czy eteryczna egzystencja dopadła mnie tak szybko? Przecież nie zdążyłem nawet odwiedzić Paryża. Błagam, Królestwo Niebieskie nie może jeszcze otwierać przede mną swoich podwoi, nie może przyjąć mnie teraz w swe szlachetne ramiona. W sumie zastosowałem prawo buntu, pomogła mi grawitacja, uciekłem z tramwaju. Patrzę, światło widzę dalej. Ale... Orange ma tu zasięg, więc żyje, przestańcie po mnie płakać. Doszedłem spokojnie. A tam! Sodoma, Gomora, trąby jerychońskie. Nawet Tischner nie filozował o takich rzeczach. Szybko usadowiłem się gdzieś na nogach Starszego Słomki, żebym miał gdzie spać. Dzieki, że byłeś, że jesteś. W przeciwieństwie do Twojego brata, którego nie było nigdzie, bo się ożenił i uspokoił. To już nie ten Słoma z płyty na językach. Lubcio, Tobie też antyprops, nie bądź taki grzeczny. Chyba, że będziesz kazał spierdalać brzydkim dziewczynom, to możesz być czasami. Szczaj na media w sumie, rady dziadka Głowy. W czasach, gdy pieniądz jest miarą prawdy, a manipulacja jest powszednia bardziej niż chleb, nie warto zagłębiać się w przekaz telewizyjny. Poza tym mamy rapidshare'a no i te pancerniki są takie bardziej wyluzowane.

Wciąż w podróży jak Mos Def murzyn - ten wers z myślą o mnie został napisany. Bardzo. Nie chcę przypominać dlaczego, ale chyba zrobiłem wszystko co było w mojej mocy, żeby było to prawdą. Dysponując butelką, rządziłem pokojem. Jednałem wrogów, dzieliłem przyjaciół. Cóż za wspaniały świat.

SYLWIA ORYNA! EJ KURWA, SYLWIA ORYNA! - któż nie zna tego szlagieru z lat młodości? któż nie uronił łezki reflektując nad merytoryczną zawartością liryki? Każdy marzy o miłości idealnej, nie każdemu jest ona przeznaczona. Nie zawsze życie usłane jest kwiatkami, motylkami i czekoladą, ale czasami warto się poddać, aby znaleźć inną, szczęśliwszą uliczkę, w której na twarzach ludzi zawsze, zawsze świeci uśmiech.

I po co Warszawo jechałaś do domu? Pojechaliście.
Zostajemy dalej, bo zmęczenie i te wszystkie sprawy, South Compton się nie poddaje, nagrywając megawakacyjny banger, który przez najbliższy rok nie zejdzie z top list przebojów.

Budząc się z nami w poniedziałek, pomyśl, że mogłeś spożytkować inaczej ten czas. Przykro mi, że nie zauważyłeś nawet, drogi Czytelniku, że niedziela już minęła, niedługo się pożegnamy.

Ser w ziołach, Sprite, tak mija dzień w krakowskich domach. Ale w końcu trzeba się zbierać, pies tęskni, rodzice są głodni, brat nie ma czystych ubrań. Ciężko, bo ciężko, ale udało się wyjść, o 21:37.
Głowa, wiedziałeś, że tramwaj ucieknie, ja też zresztą. Sylwia ratuj, wiesz co się stało, jak zawsze zresztą masz z nami. Czarny dyliżans, stalowy potwór kołując na srebrnych alufelach bez spinnerów (jeszcze) po prostu dał radę, uratował nasze nędzne dupska. Rozstanie, papa. Wracam do domu. I potem już byłem w domu.

Spytasz, czy żałowałem. Odpowiem, może trochę, mogło to się inaczej potoczyć. Grawitacja. Ona nigdy nie chce współpracować, czasami chce mnie zniszczyć. Cieszę się jednak, że mogłem znów spotkać te głupie gęby i inne i w ogóle jaram się. Zajebiście, brat.


Na koniec propsuję Emateia, za wjazd na temat pszczół, folołap do roweru Słomki i rozdanie nagród w kategoriach melanżownik roku.

Do zobaczenia.

Serwis idziemyposwoje.

wtorek, 4 listopada 2008

"A Ty jak lubisz dużo gadać idź na WuBeWu...."

No i poszedłem. Jak wcześniej zapowiadałem, miałem przybyć z lekkim poślizgiem, podczas gdy reszta ekipy już ładowała.

"Mam wchodzić do klubu? Nie wiem czy warto, bo nie jaram szlugów naraz wdycham karton".
Miejscem finału Wielkiej Bitwy Warszawskiej, podobnie jak przed rokiem stał się 'The Fresh' aka 'jebię jak w stajni'. +/- punkt 21.00 przybyłem na Wawelską ileś tam. Kogo spotkałem na miejscu? Trzech ence(w tym momencie groupies Solara po walce z Puociem darły mordy jak świniaki przy chlewie). Zagłębiam się dalej, w kierunku wodopoju powszechnie nazywanego barem gdzie zostaje uraczony koszulką, którą od ręki przyodziewam. Nie skłamałbym gdybym napisał, że została mi wręcz naciągnięta siłą przez Ojca(biedna córcia jego, co musi przeżywać podczas ubierania się). Ale luz. Rozumiem, że ma już on taki ojcowski instynkt. Chwilę potem jestem już zrobiony. Browary, jakiś bat, nie po to przyszedłem nadczo żeby teraz nie ładować.
"To my, niechciani, nielubiani,
przez swoich szanowani,
nC!,
zawsze najebani"

Będąc w klubie towarzyszyło mi dziwne uczucie, że ludzie patrzyli na mnie jakbym był wyjęty z pod prawa jak Popek, chuj im w twarz.
Przejdźmy do walk. Muflon jest dla mnie absolutnym królem punche'y.
"to narkoman to jest dziś,
jego ulubiona gra to Need for Speed,
ziomuś skumaj to chłopaku,
nawet jak ma oryginał to potrzebuję crack'u".

Jednak ważniejszym momentem była kolejna pyskówka prowadzącego(możecie obejrzeć na najpopularniejszym serwisie z filmami podczas walki Flint- Solar).
- ence! ence! ence! ence ! ence! la la la! la la la! la la la!
- zamknij ryj Słoma!
- ergghhhh....
"(...) I fristajluj pięć godzin gratuluję tchu..."
No właśnie, jak się okazało menago klubu wymyślił sobie imprezę charytatywną o godzinie 23:00 przez co doszło do zamieszania na scenie.
Wybijamy.
"Pałac Kultury i Centralny Dworzec, proszę Cię zostaw mnie w spokoju jak możesz"

To do kierowcy autobusu nocnego, który zaatakował mnie od tyłu, gej-fej. Gdybym nie miał na uwadze dobra pasażerów spragnionych ciepła ogniska domowego wyjebałbym go na bareczki, a tak poczekaj pieniaczu aż pójdę na Krav Magę.
Nasz cel? Chmielna.


Dżemy japy na Kruczej.
-Zamknijcie te mordy!, krzyknęła z góry cudna nieznajoma. O! Księżniczko piękna zejdź tu do nas!-Ok, odpowiada muza. ence mówi, że nie zejdzie, ja mówię że zejdzie. Myślę "nie z tą to z inną, nie z tą to z tamtą", ale moje marzenia zostają gwałtownie przerwane przez widok warana z Komodo, w którego przeistoczyła się nasza królewna. Osobnik rozmiarów mojego biurka studzi mój popęd seksualny na co najmniej miesiąc. Ale co tam, bierzemy smoka pod swoje skrzydła. Nowy Świat/Chmielna. Koleżanka bierze kebab i idzie do domu, dzięki czemu nareszcie uwalniamy się od oparów siarki unoszących się w powietrzu. Rozdzielamy się przy metrze; czas cofa czas i śpię na stacji dłużej niż zakładałem.
Przyjechałem na event jeszcze chory, a obudziłem się całkowicie zdrowy, tak więc ładuj bez zastrzeżeń, dzieciaku.


M.O.P. Feat. Busta Rhymes, Tephlon, Remy - Ante Up Remix
chuje z Sony wyłączyły możliwość zamieszczenia video to sam sobie zobacz jak powinieneś się zachowywać na koncercie i jak my to robimy.

"Z nimi źle bez nich jeszcze gorzej", skumaj mnie.

wtorek, 21 października 2008

Lekko, zgrabnie - jednak brak fragmentu, na brzuchu kreśli się uśmiech.

Jestem, bardzo jestem. Od dawien dawna nic nie ukazało się na łamach IPS, nadszedł czas najwyższy na krótki, malutki apdejcik, chociaż więcej dup niż ja liter, miał tentypmes na płycie. Komar siedzi na monitorze. Gonię go myszką, nieskutecznie, nie odczuwa lęku, urwaaa.

Ostatnio byłem tu sobie zaraz po jakiejś tam małej bibce, która była i nie była. Po drodze zaliczyłem Afure, Repsa ( dziwne imię jak na angola, zresztą jak na angola przystało - dziwny angol), jakąś tam Warszawę.
Skrót teleekspresowy mógłbym zaprezentować lepiej niż Maciej Orłoś, lepiej niż każda inna dupa pracująca w tej machinie sukcesu. Bo po co męczyć się, żeby czuć brak czucia? A może to tylko globalizm kubków smakowych pragnie zdobyć należną sobie szacunę uliczną, salonową i każdą tą inną, która wpada w głowy, jak Minnie Riperton na jesieni. Nic powiedzieć nie mogę. Powiesz za mnie?
Afu-Ra, koniec września, 27.09 bodajże, ale kto by o niego tam dbał. Było fajnie, ale nie na koncercie. Znów gdzieś w chuj strzeliły 2-3 dni mojej młodości, która umyka jak kupa na pampers do multiużytku. Będziemy żyć każdy dzień do końca. Obiecuję. Przyjechało trochę śląska, on był fajny. I ludzie z domu na Salwatorze też są lubiani przeze mnie, no. Dzięki organizator. Koncert był raczej wydarzeniem bokserskim, niżeli jakąś tam fajną imprezoł hibhobowom. Barwą kradzieży spłynął księżyc, noce są łaskawsze, bo chwile we dwoje, ja i piwo, pozwalają o tym zapomnieć. Czemu miałbym nie zapominać, skoro zapominanie jest wpisane w naszą czystą kartkę. Czy czysta kartka jest czysta? I dlaczego niektórych słów zapisać na niej się nie da, tak, jakby prowadziła selekcję, ale mniej naturalną, niż ta do której przywykliśmy? Wyszedłem przed Masta Killą, nie wiem co dalej. Pogubiłem dużo ludzi, dużo odległości różnych przebyłem, potem byłem w domu.

Reps w październiku?
Byłem.
Na saporcie mnie zabrakło, ale na Repsie też było może nawet przyjemnie. Buńczucznie. Miło zagrał, słyszałem, jak dał mi usłyszeć materiał ze Skill Mega, taka jakaś formacja wieśniaków.
Wyszedłem sobie stamtąd, bo sie skończyło. Ja i bagażnik.
Ja wsiadam do bagażnika, a za mną ponoć stoi policja. Rozlega się miły dźwięk niebieskich świateł.
"Ojej" - myślę sobie na głos.
Łapówką kipiało ze wszechmiar. Sardynki nie dają łapówek, więc nie proponuje moich 10zł, za które musiałem kupić 3 piwa. Zbieżność wykroczeń - 400zł. Myślę na niegłos, że zgłupieli. Ale nie zgłupieli, popisali w zeszytach i poszli sobie do domu.
Czy to szczęście, czy po prostu żal wzbudzany w sercach moją osobą?
Mam taką twarz, że mandatu mi nie dają, mówią do mnie, seplenią i pluwają.
Dlaczego ciągle czekam na imprezę z nC, jak na pierwszą gwiazdkę w Aniołka?
W ostatni weekend Warszawa. Warszawa okazała się miastem. Bez złudzeń. Praga północna. Siekiery latają, że niby. Rano dowiaduję się tak. Buty nosiły nas do sklepu monopolowego. Koło klubu z dresami. Nawet mili. Nie wiedziałem, że tam można umierać jak sie nie chce umierać. Słoma najebał się spał. Beze mnie najebał się spał. Z kimś najebał się, z dupą spał. Telefon był nieodbieralny. Szkoda. Nie ujrzałem, a ochota była, nawet ogromna. Wynajmowanie autokaru też jest fajnym pomysłem, kierowca pijący w nocy z nami, nie wstaje rano. Przyjemność bardzo i uśmiech na twarzy stoi twardo jak banknot w książce o królewskim embargo.
Wróciliśmy. Jestem w domu. Ale czy dom jest domem, jak bardzo potrzebny jest mi on, a ważniejsze - czemu mój dom jest tam, gdzie inni ludzie, tam, gdzie lubię z nimi przebywać, a nie tam, gdzie jest mój dom?

Cień pada na chmury z księżyca. Tylko.

niedziela, 14 września 2008

Kraków też się bawi, cała sala tańczy z nami...

Prosta kalkulacja. Kraków > Warszawa, to musieliśmy coś ogarnąć, załatwić. W Ministerstwie grać miał Pat Patent, szybka ustawka, o 19 tam, gdzie wszyscy powinni być, a tamci, którzy nie byli, są klapsami niewymiernej wielkości. To sobie byłem, 19. rozciągnęła się w czasie, ale prędzej czy później, pojawili się wszyscy, którzy mieli. W międzyczasie sklep i w ogóle, moje postanowienie noworoczne diabły wzięły, bo wypiłem trzy piwa przez ten weekend, a chciałem zrobić, żeby było zero, jak zerosztuki.
Studenty i niestudenty, ucznie i nieucznie, ludzie i nieludzie. Pełno tego.
W naszym pokoju w Ustawkowicach, są spoko pipolsi. Na korytarzu i w drugim pokoju dużo łysych.
Kto ich zaprosił? Sylwia ma dziwnych współlokatorów, bo oni mają dziwnych znajomych, którzy przyprowadzają swoich dziwnych znajomych, którzy mają znajomo łyse głowy.
Koniec końców, Pat Patent grał sobie w Ministerstwie, kiedy to nam spodobało się w pokoju i nie ruszaliśmy czterech liter za drzwi, bo był ogień, harcerski wręcz, niezgaśliwy i jarał jak Blu & Exile ( którzy, o dziwo, są w słowniku ortograficznym Firefox'a).
Noc minęła, Stefan-Jerzyk rył banię dziwnymi filmami i ciężką muzyką, potem sobie poszli i ja śpię. On śpi, ona śpi, tamten śpi i pies śpi. Ktoś tam, ona-dwa, śpi w kuchni, on-trzy, śpi u siebie w dziupli. On-dwa idzie sobie o 9 rano, a ja myślę, że trzeba jakoś wrócić. Szybka ogarka, jest już 12:30 a Jubilat jest spoko i ma dobre bułki, zostają polecone razem z pasztetem i wysyłam wam to z uśmiechem szybciej niż Poczta Polska.
Kolejna karta historii otwiera się jak drzwi czarnej Skody, zastawionej jak zastawka w sercu, przez białego Mercedesa z żarciem dla Flisaka. O flisakach później też, bo motyw przewodni z nich przedni.
O czternastej niby grać mieli Polistyreni z NV i Afro, ale Bieniu był wsiąkł, nie ma koncertu, organizujemy czas innymi, spontanicznymi jak na spontanie pomysłami.
Łap sziszę, ale nie przez okno, tylko wejdź do pokoju i uważaj na psa, bo zawsze ucieka, biegnąc chętnie i łapczywie.
Obszerny pokój Stanka, ale wcześniej jeszcze Spajk wbił w Skodę, niecałe 300m od sławnej izby wytrzeźwień na Rozrywce. Są telewizory, plakaty, laptop i lampy. Są łóżka, dwa gołębie na balkonie, jeden żywy. Dedukując, drugi musi być martwy, ale to niepotwierdzone informacje. Może jest w śpiączce.
Czas mija, czas, czas, jesteśmy jak hity na czasie, ale ciastka skończyły się już w nocy. Patrzę z balkonu na taflę chodnika, nadciąga Bieniu, wesoło, wesoło. Geje wokół nas, w telewizji i za oknem, w pokoju pewnie też. Na zamówienie, możesz dostać się na drugą stronę osiedla promem flisackim. Dobre Telerubisie, hulajnoga jest symbolem, obczajcie.
20:30, to ja już pójdę.
22? Jest dom. W sensie, sypialnia?
Niedziela. Idźcie do kościoła, a nie czytajcie tego. Bezbożniki, bójcie się Boga.
Hallelujah!

sobota, 13 września 2008

Day after

Powieki idą w górę, pierwsze wiązki światła powodują zwężenie moich źrenic. Patrzę błękitem i widzę błękit dookoła siebie, nie jest to jednak błękit nieba. Staczam się z łóżka, zaglądam do plecaka, znajduję jakieś papiery, portfel, płyty swoje jak i nie(Funkadelic, etc.).
Czy czuję się dziwnie? Nie, czuję się tak jak powinienem czuć, jest suszenie, jest kac kupa, jest dobrze.

Retrospekcje. 15 godzin wcześniej.

Ustawiamy się o +/- 18, w sumie bardziej minus bo 18.15 na Racławickiej, docieramy na Bemowo kolejno: pojazdem szynowym, pojazdem szynowym podziemnym i pojazdem wielokołowym linii 122. Spotykamy resztę reszty ekipy na pętli. Ładujemy akumulatory, pomału. Dostaję telefon z zapytaniem o teorię, dobrze, doceniam. Wpadają Klony, Fifty, Kacper, ruszamy. Sporo malwersacji dochodzi po drodze, trochę pizga po nerach, ale cóż zrobić
"(...) my mamy szyk i zawsze wiemy co założyć". Docieramy na WAT, bo to chyba tam byliśmy? Idziemy na stadion pod wiatę, już ktoś tam jest, ale bujają się w rytm muzyki z naszego boombox-a czyli możecie siedzieć.
Przybywa prawa strona Wisły sweterek z bazarku na Wałbrzyskiej a na nogach mokasyny, których nie powstydziłoby się nawet plemię Irokezów. Będzie dym, a raczej dwa. Jeden z grilla, napierdalanie jako drugie. Chłopaki rozkręcają imprezę przyśpiewkami w stylu -Nawet biedronki, pierdolą Amike Wronki, nawet biedronki, pierdolą Amike Wronki. Idźcie kurwa po weselach grać, albo na grzyby się przejdźcie odchamić sparciałe mózgi.
Junior dzwoni, dostał cynk że będzie bitwa "Morda nie szklanka, wpierdol nie niespodzianka". Manieczki zniknęli, podobno poszli po jakąś ekipę, wpadają ale jest luz.
Siedzę na ławce, manieczek obok mnie, wywiązuję się rozmowa
-To jest jakaś hip hop impreza?
-Kemp biba. Hip Hop Kemp, taki festiwal w Czechach
-Aha, ja pamiętam jak kiedyś na Esce leciał hip hop po 23
-No też pamiętam
-Dwie godziny leciało, zawsze słuchałem na noc i zasypiałem przy tym.
Ulatniam się. Jazdy sa jak zwyklę, ale nic nie wyróżnię do momentu, gdy zaczyna się burza.
Dwóch gości zaczyna się napierdalać, pytam się czy to ktoś od nas, bo nie wszystkich kojarzę. Nie. Podobno manieczki między sobą. Chuja. Manieczek zaczyna napierdalać w naszego butelkami, w końcu rozpierdala mu na głowię. Chcesz sprzedawać tulipany? Spierdalaj do Holandii, walcz z wiatrakmi chuju na ropę. Wszyscy manieczki ubrani na czarno, nie wiemy który to. Nasz ma szkło w oku, cieszy japę, normalnie gada. Podziwiam, naprawdę.
Niebiescy jadą, wołamy niech go zawiozą na pogotowię, przejęli się nawet i dobrze. Wracamy, jakoś wszyscy wracają do siebie. Poznaję pewną białogłową o dość oryginalnym imieniu, chyba się we mnie zakochuje, sprzedaje mi buziaki i takie tam masochistyczne.

Coraz mniej osób w sumie od nas zostaję. Stomachusy Bąbla, Słomy i mój dają o sobie znać, jemy kartofle z grilla, kiełby nie ma. A nie! Jest kiełba, leży na betonie, czyszczę dokładnie i wrzucam na srebro, bo ruszt zajebali. Jemy na trzech. Mniam, mniam, amciu, amciu. Dobre, polecam jak Nicker swego czasu. Robimy cypher na dole, nasz człowiek zapodaję free ale ja nie mogę tak stać obojętnie, zaczynam swoją drogę ku victorii, sorry bracie że Cię rozjebałem stylem Wujka, ale musiałem.
Ruszamy w drogę powrotną, pielgrzymujemy jak Bilon i Wilku. Na ul. niejakiego Kartezjusza(znajome nazwisko, możliwe że chodził z moim ojcem do jednej klasy) pokazujemy specjalny breakdance showcase dla nikogo. Tańczyć bboy'e. Po dlugich dodawaniach, odejmowaniach, przekształceniach wraz z bboy'em Fiftym zostajemy przy nazwie BrudneAlko bboys aka BrudneAlko crew, już są plany. Warsaw Challenge za rok jest nasze jak miasto.

Wracamy nocnym do centrum, ludzie ni chuja nie czują tego co my

"i nagle ja wstaję i pstrykam....
i w ten rozbrzmiała muzyka,
zerwali się z miejsc każdy bryka,
zrzucając swoje manatki każdy pragnie na golasa tańczyć,
cyce babki co usiąść chciała przed mym nosem jak tsunami fala,
wielka balabalabalanga dupa z przegubu na poręcz się wdarła,
i nikt już w szybę nie zerka, tańczmy, tańczmy gołego oberka,
dziadki, babcie, młode siksy, tańczy dobrodziej i tańczy sukinsyn."

Docieramy do centrum, król przypału gubi swój portfel, spędzamy tam trochę czasu po czym jedziemy na Wyględów. Stamtąd z powrotem wracam do centrum. Sam. Zasypiam w tramwaju-budzę sie dokładnie przy Centralnym. Na stacji spotykam swoich ludzi, dobrze, ktoś mnie obudzi. W pociągu zasypiam i znowu one.... Sny. Tym razem wydaję mi się, że jadę z Centralnego pociągiem do Służewca i tam mam przesiadkę, tak naprawdę już powinien wysiadać, budzi mnie moja ongiś a ja dalej zasypiam i się zrywam gdy pociąg już prawie stoi w peronie.
Wysiadam, wybieram skrót do domu, jest zimno, mokro, przemierzam świteź niczym niewiasta pola burzanu w poszukiwaniu jaskółczego ziela.



Kolejne freeze'y od uniwersalnych bboy'i, jeszcze kilkanaście i spodziewaj się koszulek.




Tytuł zaczerpnięty od Holdcut'a. Inept Vision 2 na przełomie września i października, świetne podejście artysty, oryginalna muzyka świetnie pasująca do tej pory roku.

Po Pulitzera? Może gdzieś po drodze, tak naprawdę idziemy po swoje.

poniedziałek, 8 września 2008

Warszawa, George Clinton, objawiam to ślinką.

Pojechałem na niego, bo coś tam. Prywatna sprawa. Ogólnie udało mi się zadłużyć na ten wyjazd, cieszę się, wiecie o tym.
Jest sobie sobota rano, na stacji benzynowej dołączam do Statsiarzy, jeden jedzie ze mną. To fajne uczucie z kimś jechać, sprawdź to.
Jest 9:05 i 5 peron, to coś znaczy.
W środku poznaje żołnierza z Częstochowy i drugiego typa, on jedzie na wesele. Dobrzy ludzie, polecam. Jest Częstochowa, 11:20, wysiadam, kupuje u cyganów w barze posiłek, zupa z frytkami i sól, musiał omamić mnie ciul.
Pociąg ma opóźnienia, wypadek w Ozimku i czekamy. Zgarnąwszy Lubcia i Robsona rządzimy w Częstochowie, byliśmy chyba najbogatszą ekipą w całym mieście, ale sięgaliśmy do niższych półek skromnie. Robson, fajną masz chatkę. nC - wpadamy tam na ferie, bo mają tam największe osy w Małopolsce.
Przyjmijmy, że siedzę już w pociągu i jest mi wygodnie, jadę, jadę. Są wszyscy, jadą, jadą.
Prędzej, czy później nadciągnęła Warszawa, bardziej później bo była już 21. Clinton zagrał na pewno fajnie, ale pewne zrządzenia sprawiły, że nie trafiłem na koncerto, nikt nie trafił, bo za bramą już stwierdziliśmy ( kto stwierdził?), że organizacja jest słaba i wychodzimy.
Coś tam pomarudziliśmy, Mesy są leniami i nie obsługują swojej strony, dzięki której zarabiają grube hajsy i nie są w stanie przyjąć zamówienia przez 2 dni. Antyprops.
Poszliśmy gdzieś tam, nie będę wymieniać, bo nie znam się na Warszawie, ten niżej wie. W każdym razie kebabowa część Warszawy stoi na mega wysokim poziomie i jak będę wpadać to za całą kasę kupuje kebaby, bo są dobre, amcia, amcia.
Robson osikał Sejm! Robson osikał Sejm! Niecnota z niego, ale i tak się lubimy.
Powitała nas jakaś knajpa w parku, dziwna opcja, ale mi się podobało. Coś tam, coś tam, Klony 100 lat.
Poszliśmy sobie już stamtąd, dziwne drogi, ulice szare, latarnie też szare. I jak tu iść, żeby nie wpaść na latarnię, skoro mają taki sam kolor?
Zamieszanie, ja mówię, że jadę później, Kuba teraz i pojechał, o co chodzi?
Kebab, zupka. Nie, jedźmy teraz, Lubcio, tak czy inaczej, będziemy tylko spać. No dobra, idziemy jechać, ale Kuba już wsiadł, nie no.
Jedziemy, szybko dokupiłem kilometry, żeby jechać przez Częstochowę i Katowice, pomijając bezpośredni do Krakowa.
Wysiadając, nie omieszkałem pożegnać Bryny, Polaczka, Lubcia. Oni pojechali dalej beze mnie, co za ludzie. Częstochowa, Katowice. Dziecko żebrze o kaskę na kafejkę, dobra bajerka, ale ja jestem twardy i mu nie daję, a co. Jadę już, śpię na stojaka w oknie, jak to możliwe?
Jestem w domu. Być, czy mieć?

Kocham Was wszystkich.

Przepraszam. Ciebie też kocham, wiesz o tym, jak źle bym się nie zachowywał.

niedziela, 7 września 2008

"Nasza muzyka była zawsze pożyczona, pożyczona od Sly Stone'a i George'a Clintona"

6 września. Ważna data. Dla najstarszych- 37 dzień powstania, dla Anglików- rocznica pogrzebu Diany, dla 'innych'- Suazi odzyskało niepodległość(zawsze pytałem Pani od geografii o stolicę tego państwa), dla tych z których mam bekę- ktoś tam od nas zwyciężył w Eurowizji, a dla nas? Dla nas data 06.09.08 oznacza wielkie wydarzenie muzyczne.
George Clinton przybył do Warszawy w ramach Music for Peace. Ale kim jest George [
ˈdʒɔːɹdʒ]?

George jest muzykiem, niewątpliwie legendą. Jest murzynem, to zapewne ma i dżordża. Niekwestionowanie
to pojeb jakby nie patrzeć. Jest też jednym z ewenementów wśród muzyków pod względem używania sampli...(domyśl się o czym miałem napisać, ale kurwa. To jest blog z relacjami a nie o pierdoleniu biografii).
19.00 ustawka pod Rotundą. Wcześniej ze Słomą i Żółwiem robimy browary, ale docieramy pod bank. Ekipa powiększa się, sporo czekamy na resztę. Zmęczony życiem obracam pomału głowę w lewo, dostrzegam błysk w oku generała Słomka. Centralne centrum miasta, po drugiej stronie pełno policji, która pilnuje festynu na festynie-a my? Ładujemy browar, na legalu jak SLU.
Podziemie, tramwaj, klony+koleżanka. Praga. Ekipa z grodu Kraka opóźnia się ładnie. Kolejka na Clintona jest duża, miło i nie, wbijamy na chama. Chcę go zobaczyć, myślę, tym razem nie popuszczę jak bobas, ale niestety, to nie działa jak nawarony. Patrzę w telebim, Geordie popierdala po scenie w pielusze(proszę o weryfikację)? Co prawda coś jarałem przed wejściem, ale myslę że widziałem dobrze. Toy toy'e spotykamy ekipę z Erim na czele. Dopada mnie potrzeba fizjologiczna, tryskam złotym płynem z ciśnieniem 4000 barów a za plecami słyszę to czego nie powiniem słyszeć w tym momencie.
'We want the funk', jak obiecałem a wiedzcie że zawsze dotrzymuje słowa(do tego jestem Brzydki, Zły i Sczery) dzwonię, daję posłuchać po czym dodaję swoją poezję. Podbija dwóch kulfonów z ochrony, przypierdalają się chcą się napierdalać. Za co? '(...)Taki z nas hardkor jak kurwa z UMC Embargo". Jebać Was. Wybijamy czas dla fanów, ludzię chcą robić sobie z nami zdjęcia. Mes boi się wpierdolu za koszulki alkopoligamii, Numer Raz mówi że płyta Teta będzie jak ją nagra, Ciech(mamy od Was nazwę więc Cię zostawię w spokoju), Łozo- nie ten znany z Wrocławia, tylko ten jakiś z Afro...coś boi się podejść, Tet w tramwaju mówi że płyta się miksuje. Ale rozbieżność, przyznaj się, wyjebali Cię z LWW Studio?

"Wszystko co mamy to te ulice szare,
wszystko! Wszystko co najlepsze! wszystko! Wszystko co najlepsze!"

Drzemy mordy jak zawsze, chlejemy publicznie jak zawsze, ale nie robimy burdy
"Zamiast narzekać zrób coś i zacznij świat swój zmieniać", chociaż.... może czasami obrażamy kogoś uczucia "Pan Bóg Cię wydyma, hallelujah!", przepraszam za nas, naprawdę.
Chmielna/Nowy Świat, nasza miejscówka. Wpada Straż Miejska
"To my to wypijemy przy panach i idziemy", jakoś wychodzimy obronną butelką z tego, ale w końcu chyba wylądujemy na Kolskiej kiedyś. Akcja toczy się na Chmielnej i gdzieś równolegle do niej. Słoma rzuca dwa punche. 1szy do Magdy, w której się zakochał
-Chcesz się budzić codzienne ze śniadaniem w łóżku?
Drugi do Lubcia
-Pamiętasz jak się kiedyś zgubiłeś na Mokotowie?
-No, zostałem sam.
-No właśnie, a na koszulce miałeś 'Nigdy nie zostaniesz sam'.

Chmielna. Idą dresy. Jeden mruknął 'jebać pedałów', Fifty się oburzył, małe spięcię, dres odciąga dresa, trzeci podchodzi 'Zaraz zajebię któremuś kosę'. Aha. Na chuju se namaluj,
Mam właśnie zawiechę i nie wiem co pisać dalej. Poszliśmy na Agrykolę na Plac Zabaw, funk był grany i znowu usłyszałem "We want the funk"- chyba na stałę dołączy do kanonu naszych hymnów.

"Też myślisz o tym? Przyszłość, jaka będzie? Czy tak będzie czy tak jest? A może zwariowaliśmy?"
Pochłaniają dużo rzeczy, przede wszystkim pieniądze, zdrowie(głos), ale masz z tego dużo. Masz atmosferę, dobrę akcję poznajesz masę ludzi, znasz Polskę wzdłuż i wszerz, nie zrozumiesz tego jeżdżąc raz do roku na Sunrise'a czy Hity na czasie.

"Ważniejsi są dla mnie Ci których znam naprawdę
chociaż widzimy się rzadko mamy jedną jazdę"

Nie znam się na rapie, znam się na muzyce której słucham.





Image and video hosting by TinyPic

26ego jadę pewnie do Łodzi na b3 Global Takeover a stamtąd do Krakowa, 12ego nie wiem czy dotrę na zjazd kempowiczów, koncertu tam nie będzie ale i tak nic bym nie zapamiętał zapewne. Cześć, miło było.

czwartek, 4 września 2008

"2 światy, 2 różne miejsca na mapie, 2 różne przyjazdy i powroty but there is one love"

Ash Kemp durbatulûk, ash Kemp gimbatul,
ash Kemp thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul.

One Kemp to rule them all, One Kemp to find them,
One Kemp to bring them all and in the darkness bind them.

Podróże kształcą, to pojechałem na Kempa.
Wyjazd z Krakowa, jakoś o 20:35, był mistrzowsko nieogarnięty, to się wczułem, bo tylko ja umiałem kupić dobre bilety na pociąg. Kobieta w kasie strzelała ogniem zza okularów, kiedy po raz piąty podchodziłem po parę takich samych biletów i pewnie dziękowała Allahowi, Jah, Bogu, czy innemu Quetzalcoatlowi za każdym razem, kiedy tylko mój krzywy ryj znikał sprzed jej szyby. Narkoman dostał od nas dwie bułki, bo był dobrym narkomanem ( follow-up, Mełcin dobry pedofil).
Jade, jade. Jade na frytki do Częstochowy. Jedzie dużo osób w pociągu, bo im pomogłem. Różni ludzie, różne przedziały, różne wszystko, bo ja jestem wszędzie i nigdzie. W Częstochowie jakaś laska chce bić 20 osób, dwóch molo-dżolo podrywa Sylwię na śpiewy, dobrze śpiewali, ale kurwa, takiego zachowania poza amerykańskimi filmami nie widziałem w życiu.
Powiedzmy, że wsiadłem już do pociągu do Kudowy, posadziłem dupsko, bo Lubcio był, ale tylko swoim grubym cielskiem.
Powiedzmy, że wysiadłem w Kudowie, bo poza 170 litrami popcornu na podłodze, nie chce mi się opowiadać o niczym. O popcornie też nie, więc wiedzcie, że był.
Kudowa przyniosła ciekawe wydatki, jakoże kocham Piasta, nie mogłem się nie skusić, ujrzywszy hurtownię napojów. Piękna paletka spoczywała w moich podnieconych łapskach. Jaram się.
Kryniu, wiesz, że Cię kocham za autobus. Ludzi z KDW też, bo są Twoimi ludźmi, a ludź mojego ludzia jest moim ludziem.
Jestem na Kempie w czwartek, więc ładuj. Piasty mi rozkradli, albo ja rozdałem, nieistotny szczegół, poczułem się bezradny niczym Edyp na końcu książki.
Piątek, mega rozjebka, to pamiętam. Stałem pod sceną do 5 rano, ale nie pamiętam nic więcej, że nie zerwał się film w sensie, ale mam po prostu dziurę w głowie i nie wiem co się działo.
Sobota. Też nie wiem.
Niedziela. Jebać plebejski kemp.
Poniedziałek powrót.
Ogólnie Kemp zlał mi się w jeden wielki dzień. Obozowisko NS/Krk z którym byłem rozbity, nawiedziałem z rzadka, co zostało mi wytknięte nie raz, nie dwa, a trzy, może cztery, ale Bacin, Cygan, Stanek, Pinek, TenKtóregoImieniaNieMogęZapamiętać, Skorup, Głowa, Kuba, Sylwia, Dominika i Kraków zawsze spoko! Jednak był Słoma, Lubcio, Lipa, Sibe, Margo, Oryn, Kaczy Proceder i cała ta reszta. Żyje jak żyje każdy mój ziomek, 40 osobowa ekipa, wiecie. Kto był zresztą, ten wie. Czeszki, które nie znają Power Rangers, ale rozdają grzybki i takie tam. Nie chce mi się pisać, bo nie pamiętam już, zresztą emocje opadły.
W Słombile wszyscy mają wódke za darmo.

Wizja druga ( w sensie drugiego ego bloga):
One what? One love.

Czwartek, sądny dzień, jak w Biblii- pracowałem. Godzina 19.08 wbijam do domu, szybka kąpiel.
-A co Ty się gdzieś wybierasz?
-No, a nie mówiłem Ci, że jadę na Kempa?
-Ty zawsze coś tam sobie gadasz. A kiedy jedziesz?
-Dzisiaj w nocy.
targ z mamą o hajsy, torba na ramię, pociąg podmiejski. Dalej, miasto szyku-podobno, tak przynajmniej mówią słowa piosenki. Galeria Mokotów i jej EMPiK.
-Dostanę u Was bilet na Hip Hop Kemp z ticketonline?
-Na co?
-Na Hip Hop Kemp
-Zaraz zobaczę.... Ale to jest w Czechach?!
-No..poproszę.
Przemieszczam się dalej, pierwsze strużki potu na czole. Centralna, pociąg do Kudowy i wtedy...
widzę kapturnika niczym z KKK wyglądającego przez okno. Mój cel, wbijam, czterech gości, krótka rozmowa i pada:
-Do Czech?
-(uśmiech) Tak
-Do Hradec?
-(uśmiech x2) A jak.
Już wiem, będzie dobrze. Jeden z gości Wołek mógłby konkurować z pewnym headliner'em wśród kempowiczów. Palimy raz, drugi, trzeci. W końcu Kudowa i taksa do Czech. Hradec, telefon nie działa, Peron miał mi zająć miejsce pod namiot. Rozpoczyna się walka z czasem, samotnie przemierzam pole namiotowe niczym stepy Akermanu w poszukiwaniu jakiejś znajomej mordy i wtedy... ona.. jedyna w swoim rodzaju, ta którą miał Siwers z BC, czerwona czapka Prosto('Reminiscence over you' w tym miejscu dla Ciebie), zbawienie, zsikałbym się ze szczęścia gdyby mi się chciało. Ktoś daję zadzwonić, jest Rumun, rozbijam się. Przechodzę obok obozu Krk/NS i po raz pierwszy słyszę "Ładuj, kurwa!". Będzie pięknie myślę, przed oczyma najpiękniejsze chwilę ostatnich lat- zarzygane łóżko, spanie z kiblem w objęciu czy sen na -15 Celcjusza przez 2 godziny. W międzyczasie blondynka z Krakowa 3x wymawia moje imię 'Zaraz', chwilowo nie mam czasu, dopada mnie, nawet się nie wita. zonk, gleba, chuj wie jak ale nie tak jak trzeba.
Zaczyna się część właściwa. Zakupy, czeskie siki- 4,1%?!!, gdzieś tam coś jaramy(i w tym momencie pragnę powiedzieć, że wydarzenia które wydarzyły się w niedziele mogą zostać zamieszczone w wydarzeniach piątkowych i odwrotnie, ).
Cypher pierwszy, stoimy w parę osób, gadamy, nagle Wojtas wpada w czyjś namiot, jak się okazało to Perona ścięło w ten sam sposób co drzewa podczas Katastrofy Tunguskiej. Nie wiem co dzieję się dalej, zgubiłem każdego z 40osobowej ekipy. Przedzieram się przez tłum pod główną sceną, ktoś się na mnie patrzy, mówi, 'Kim jesteś dziewczyno?', myślę. Puzonek, God save the queen. Jest, nie jestem sam. eMC, najlepszy koncert, mam zajawkę przez to po dziś dzień. Godzina piąta, ląduje w śpiworze, rozbieram się do box'ów, grzeję mnie równo, fchuj niewygodnie, ale co tam "Twarda bania i zaciśnięte pięści".
Dzień drugi, śniadanie+zupa chmielowa nic więcej nie wyróżnie do czasu godziny nadchodzącej a która nadejść miała o godzinie 16.00. Hasło cypher, freestyle, nie podoba mi się że gnębią psychicznie jednego z moich ludzi. Szkoda mi go gorzej niż Gracjana, ale co tam "morda nie szklanka wpierdol nie niespodzianka". Nadchodzi wieczór, znowu gubię swoich ludzi, idę w namioty
-Klon?
-Co jest?
jestem uratowany, wbijam i co mogę z nimi robić? Jaramy.
Odwołany drugi koncert jednej z głównych gwiazd, ale i tak jest dobrze. Wróć!
Jesteśmy przy toy toy'ach. Dopadamy Chorwatów, Junior ma o czym rozmawiać, wchodzi do kibla i zaczyna swoją rozmowę przez drzwi "Zagrzeb!...Croatia!...Agrr!...", otwiera drzwi i ukazuje swa sylwetką siedząca gładką skórą jak u niemowlaka wprost na kiblu. Dzisiaj jak o tym myślę dochodzę do wniosku, że za rok wezmę chyba ze sobą deskę klozetową, można by jeszcze zarobić przy wypożyczaniu po wcześniejszym okazaniu badań na HIV, etc.
Dzień 3 śniadanie+zupa chmielowa.
Nie wiem co się dzieję dalej. Pora ogarnąć swój stuff, podbijamy z Wróblem do Polaków. 250 koron. Szkło, bletki, temat, siadamy pod poniemieckim baldachimem, wpada do nas z 6 typa z Krakowa, częstują. Wpada jakaś panna, 'taguje' namiot Bobek Birma, Słoma bej czy Hip Hop Kemp 2008 Warszawa z anarchistyczną końcówką Czy my kurwa wyglądamy jak Małolat/Ajron? Marne koncerty dzisiaj, czekamy tylko na Roots'ów. W drodzę nie wiem co się ze mną dzieję, idę się odlać, bez pomocy mojego zszytego kciuka nie mogę sobie poradzić z zapięciem 3 guzików u spodni. Dobra duszo, ukaż się. Podbijam, grupka +/- 8 osób, Polacy, 15 minut nawijania, 15 minut brechtu chociaż nie pamiętam nic oprócz prośby zapięcia guzików. Sam występ- kozak, ale eMC nie przebija Hate me now. Gdzieś tam się szlajamy, Fiflak mnie zaciąga do Dom Czech- wstęp +18, mówi że mają być striptizerki, chujnia. Znajduję się przy ognisku, idę po drewno, wchodze w Czeskie gówno, przynajmniej taką mam nadzieję że było Czeskie, Ty Polaku jeżeli to czytasz chyba nie srałeś poza ogrodzeniem? Shame on ya. Siada obok mnie gość
-A Ty jesteś kimś znanym?
-Co to znaczy kimś znanym?
-No, czy znany jesteś jakoś
-****, *****phy
-Nie lubię tego forum
(Co Ty gadasz, zajebiste jest)
-Ja pierdole, wszyscy tu jacyś znani są
Faaajnie.
Płoną namioty, przyjeżdża straż pożarna, biegniemy za nią jak dzieci w Afryce za samochodem z jedzeniem. Gaszą pożar a tłum wydaję coś w rodzaju "Ugh, ugh, ugh ugh". Ja pierdole co się dzieję, więcej nie palę.
Noc. Śni mi się na jawię, że jaram z Klonami. Przemieszczam się po namiocie, joint przechodzi z rąk do rąk aż w końcu dochodzę do siebie po upadku mordą na twardą glebę.
Poniedziałek, pakuję się, chłopaki z pociągu już czekają w taksie, zostawiam torbę idę po moich ludzi, spoźnieni 15 minut, wychodzę za bramę, widzę odjeżdżająca taxe. Kurwa. Moja torba. Podchodze, czai się kurwa w krzakach jak pedofil(follow-up do Mełcina). Nigdy nie cieszyłem się tak na widok tej dziwki, która nie posiada nawet paska na ramię. Powrót taksą wyjebaną. Kudowa. Home sweet home. Czy aby na pewno? Jakoś dziwnie, brakuje mi tego wszystkiego jak magnes/zu w mym organizmie przez co mam skurczę(chuj Wam w twarz). Mam sny, chorę akcję z kempu, ale są fajne tak jak ten blog.

'Na Wiedeń'.

Tylko jeden filmik będzie w 100% adekwatny

Masz coś?

Ciekawe, że po spojrzeniu komuś w oczy, możemy powiedzieć, kim jest, co zjada, ba, z tupetem nawet stwierdzamy - "ej, o Tobie to wszystko wiem".
Internetowy przyjacielu - spójrz w lustro i skieruj te same laserki w swoje oczy. Ni w chuj, ni w oko, pomyśl, czy jesteś w stanie powiedzieć "Wiem o Tobie wszystko, mały gnojku". No, nie jesteś. Fajnie, nie? Wygląda na to, że Twoja własna osoba jest bardziej niezrozumiała i nieodgadnięta niż niejedna kobieta. Widzisz, bo tu jest fajnie. Wiesz już wszystko.

Siewka, siewka.

Sen

Z tego co wiem, to okres u kobiety nie kończy się raczej po jednym dniu, tak i ja nie kończę po jednym dniu. Wygląda na to, że internet ma większy wpływ na ludzi niż ludzie na internet. Wczoraj w mych membranach(nie ma to jak bass z latopa) gościło- tu zaskoczenie, to co zawsze. Aż w końcu... wchodzę na wojnaowawel.com i słucham zapowiedzi bitwy przez tego co nie wie gdzie leży Wyględów.
I tak w nocy ze środy na czwartek objawia mi się sobota i jedna z opcji wyboru.
Wchodzę przez furtkę, idzie ze mną ekipa, nie, nie ta 40-osobowa a normalni znajomi można powiedzieć że gay fay style. Pierwsze kogo widzę to Skorup, witam się i schodzę w dół po prawo ode mnie hordy ludu uderzają to jakiegoś lokum, chyba do pizdnej komnaty. W międzyczasie witają się ze mną ze cztery osoby, których mordy widzę chyba po raz pierwszy w życiu, obstawiam że więcej widziałem swoją dupę niż ich facjaty. Ostatni punkt wycieczki, samica, przeciętna, ale ma dupe i cycki, a jak wiadomo dupa i cycki nie gryzą.
-Znasz mnie?
-Nie.
-A Słomę znasz?

-(uśmiech na twarzy[a właściwie brecht przyp. redakcyjny]) Znam
-No to kurwa znasz i mnie.

"Męczą, lub dają odpocząć - są twoje. Czasem ukojenie, czasem paranoje. Sny, nawet gdy są złe, to się budzisz... Możesz w nich kochać lub mordować ludzi. Krzywe odbicie w witrynie twego ducha. Są twoje - tajne, nie jawne jak życie. Tu wszystko dzieje się naprawde."

Aha, dla tych co mieliby wątpliwości na sobotę George Clinton czy WBW? Zostaję tylko opcja pierwsza, nie widziałem żadnego fristajlowca.
Wybacz, że chciałem Cię zdradzić
Kwiatki, łączki i miłość dla Ciebie. Słuchaj Sz Sz.

Co jest?

Nasz fejm idzie po swoje. Siedzę, siedzę i siedzę, łapią mnie skurcze(chuj Wam w twarz przy okazji) i wtedy jeden z nich strzela impulsem w mój mózg. 15 przechodzonych ubrań porozrzucanych po pokoju daję o sobie lepiej znać niż produkty z dopalacze.com, a w tle na dodatek Biggie Smalls ze swoim Dead Wrong. Ale co tam, oczka jak szparki spoglądają na listę gg, i dostrzegają jego, tak właśnie jego, tego samego który jako pierwszy krzyknął do mnie na kempie "Ładuj, kurwa!", tego samego na którego trafiałem wszędzie, czy to w czeskim markecie czy pod poniemieckim baldachimem z jointem w łapie, tego się nie zapomina. "Mamy plany, Fryderyki, Wiktory i Top Trendy stary", nasze skromne gremium wie o co chodzi i my mamy nadzieję, że Ty też WieszOCoChodzi. Nie będzie to kolejny blog z serii dzień po dniu, nie będzie to blog informacyjny, baaa... nie będzie to blog na którym w ogóle będzie tętniło życie. Każdy kolejny post pojawiać się będzie z podobną częstotliwością co bóle menstruacyjnie u następczyń sławnej Ewy. Grafomania będzie tu podmiotem i orzeczeniem, plusem i minusem, czarnym i białym(po tym zdaniu już chyba wiesz, że to prawda).
Żeby przybliżyć Wam trochę tematykę powiem że to co działo się na Hip Hop Kempie mogłoby być pierwszą spisaną tutaj rzeczą niczym Koran czy Biblia(dla głupszych dodam, że ja ich nie spisywałem), jednak moje luki(aka palimy lole) w pamięci są tak duże że nie wiem czy jest sens, jednak...! po to jest mój wspólnik abyśmy się uzupełniali jak Run i DMC. Dobra, bez patosu miałem zamieścić Szybki Szmal- Idziemy po swoje, w końcu tytuł mamy od nich, ale nie wiem jak, także pierdolcie się i znajdźcie w necie.
Pjona dla zioma dla intruzów mam trochę śluzu


Aha, zapomniałem dodać na koniec że MY(czyli autorzy owego bloga) nie mamy zamiaru reklamować się nigdzie poza swoimi opisami gadu. Jeżeli nie czytasz tego co tu piszemy tzn. że nie masz nas na liście(+5 do fejmu) albo nie interesuję Cię to co mamy do powiedzenia. Jeśli zdarzy się, że gdzieś w sieci ujrzysz link do naszego bloga to zapewne za sprawą naszych groupies "(...)they all ho’s".
statystyka