sobota, 13 września 2008

Day after

Powieki idą w górę, pierwsze wiązki światła powodują zwężenie moich źrenic. Patrzę błękitem i widzę błękit dookoła siebie, nie jest to jednak błękit nieba. Staczam się z łóżka, zaglądam do plecaka, znajduję jakieś papiery, portfel, płyty swoje jak i nie(Funkadelic, etc.).
Czy czuję się dziwnie? Nie, czuję się tak jak powinienem czuć, jest suszenie, jest kac kupa, jest dobrze.

Retrospekcje. 15 godzin wcześniej.

Ustawiamy się o +/- 18, w sumie bardziej minus bo 18.15 na Racławickiej, docieramy na Bemowo kolejno: pojazdem szynowym, pojazdem szynowym podziemnym i pojazdem wielokołowym linii 122. Spotykamy resztę reszty ekipy na pętli. Ładujemy akumulatory, pomału. Dostaję telefon z zapytaniem o teorię, dobrze, doceniam. Wpadają Klony, Fifty, Kacper, ruszamy. Sporo malwersacji dochodzi po drodze, trochę pizga po nerach, ale cóż zrobić
"(...) my mamy szyk i zawsze wiemy co założyć". Docieramy na WAT, bo to chyba tam byliśmy? Idziemy na stadion pod wiatę, już ktoś tam jest, ale bujają się w rytm muzyki z naszego boombox-a czyli możecie siedzieć.
Przybywa prawa strona Wisły sweterek z bazarku na Wałbrzyskiej a na nogach mokasyny, których nie powstydziłoby się nawet plemię Irokezów. Będzie dym, a raczej dwa. Jeden z grilla, napierdalanie jako drugie. Chłopaki rozkręcają imprezę przyśpiewkami w stylu -Nawet biedronki, pierdolą Amike Wronki, nawet biedronki, pierdolą Amike Wronki. Idźcie kurwa po weselach grać, albo na grzyby się przejdźcie odchamić sparciałe mózgi.
Junior dzwoni, dostał cynk że będzie bitwa "Morda nie szklanka, wpierdol nie niespodzianka". Manieczki zniknęli, podobno poszli po jakąś ekipę, wpadają ale jest luz.
Siedzę na ławce, manieczek obok mnie, wywiązuję się rozmowa
-To jest jakaś hip hop impreza?
-Kemp biba. Hip Hop Kemp, taki festiwal w Czechach
-Aha, ja pamiętam jak kiedyś na Esce leciał hip hop po 23
-No też pamiętam
-Dwie godziny leciało, zawsze słuchałem na noc i zasypiałem przy tym.
Ulatniam się. Jazdy sa jak zwyklę, ale nic nie wyróżnię do momentu, gdy zaczyna się burza.
Dwóch gości zaczyna się napierdalać, pytam się czy to ktoś od nas, bo nie wszystkich kojarzę. Nie. Podobno manieczki między sobą. Chuja. Manieczek zaczyna napierdalać w naszego butelkami, w końcu rozpierdala mu na głowię. Chcesz sprzedawać tulipany? Spierdalaj do Holandii, walcz z wiatrakmi chuju na ropę. Wszyscy manieczki ubrani na czarno, nie wiemy który to. Nasz ma szkło w oku, cieszy japę, normalnie gada. Podziwiam, naprawdę.
Niebiescy jadą, wołamy niech go zawiozą na pogotowię, przejęli się nawet i dobrze. Wracamy, jakoś wszyscy wracają do siebie. Poznaję pewną białogłową o dość oryginalnym imieniu, chyba się we mnie zakochuje, sprzedaje mi buziaki i takie tam masochistyczne.

Coraz mniej osób w sumie od nas zostaję. Stomachusy Bąbla, Słomy i mój dają o sobie znać, jemy kartofle z grilla, kiełby nie ma. A nie! Jest kiełba, leży na betonie, czyszczę dokładnie i wrzucam na srebro, bo ruszt zajebali. Jemy na trzech. Mniam, mniam, amciu, amciu. Dobre, polecam jak Nicker swego czasu. Robimy cypher na dole, nasz człowiek zapodaję free ale ja nie mogę tak stać obojętnie, zaczynam swoją drogę ku victorii, sorry bracie że Cię rozjebałem stylem Wujka, ale musiałem.
Ruszamy w drogę powrotną, pielgrzymujemy jak Bilon i Wilku. Na ul. niejakiego Kartezjusza(znajome nazwisko, możliwe że chodził z moim ojcem do jednej klasy) pokazujemy specjalny breakdance showcase dla nikogo. Tańczyć bboy'e. Po dlugich dodawaniach, odejmowaniach, przekształceniach wraz z bboy'em Fiftym zostajemy przy nazwie BrudneAlko bboys aka BrudneAlko crew, już są plany. Warsaw Challenge za rok jest nasze jak miasto.

Wracamy nocnym do centrum, ludzie ni chuja nie czują tego co my

"i nagle ja wstaję i pstrykam....
i w ten rozbrzmiała muzyka,
zerwali się z miejsc każdy bryka,
zrzucając swoje manatki każdy pragnie na golasa tańczyć,
cyce babki co usiąść chciała przed mym nosem jak tsunami fala,
wielka balabalabalanga dupa z przegubu na poręcz się wdarła,
i nikt już w szybę nie zerka, tańczmy, tańczmy gołego oberka,
dziadki, babcie, młode siksy, tańczy dobrodziej i tańczy sukinsyn."

Docieramy do centrum, król przypału gubi swój portfel, spędzamy tam trochę czasu po czym jedziemy na Wyględów. Stamtąd z powrotem wracam do centrum. Sam. Zasypiam w tramwaju-budzę sie dokładnie przy Centralnym. Na stacji spotykam swoich ludzi, dobrze, ktoś mnie obudzi. W pociągu zasypiam i znowu one.... Sny. Tym razem wydaję mi się, że jadę z Centralnego pociągiem do Służewca i tam mam przesiadkę, tak naprawdę już powinien wysiadać, budzi mnie moja ongiś a ja dalej zasypiam i się zrywam gdy pociąg już prawie stoi w peronie.
Wysiadam, wybieram skrót do domu, jest zimno, mokro, przemierzam świteź niczym niewiasta pola burzanu w poszukiwaniu jaskółczego ziela.



Kolejne freeze'y od uniwersalnych bboy'i, jeszcze kilkanaście i spodziewaj się koszulek.




Tytuł zaczerpnięty od Holdcut'a. Inept Vision 2 na przełomie września i października, świetne podejście artysty, oryginalna muzyka świetnie pasująca do tej pory roku.

Po Pulitzera? Może gdzieś po drodze, tak naprawdę idziemy po swoje.

Brak komentarzy:

statystyka