poniedziałek, 8 września 2008

Warszawa, George Clinton, objawiam to ślinką.

Pojechałem na niego, bo coś tam. Prywatna sprawa. Ogólnie udało mi się zadłużyć na ten wyjazd, cieszę się, wiecie o tym.
Jest sobie sobota rano, na stacji benzynowej dołączam do Statsiarzy, jeden jedzie ze mną. To fajne uczucie z kimś jechać, sprawdź to.
Jest 9:05 i 5 peron, to coś znaczy.
W środku poznaje żołnierza z Częstochowy i drugiego typa, on jedzie na wesele. Dobrzy ludzie, polecam. Jest Częstochowa, 11:20, wysiadam, kupuje u cyganów w barze posiłek, zupa z frytkami i sól, musiał omamić mnie ciul.
Pociąg ma opóźnienia, wypadek w Ozimku i czekamy. Zgarnąwszy Lubcia i Robsona rządzimy w Częstochowie, byliśmy chyba najbogatszą ekipą w całym mieście, ale sięgaliśmy do niższych półek skromnie. Robson, fajną masz chatkę. nC - wpadamy tam na ferie, bo mają tam największe osy w Małopolsce.
Przyjmijmy, że siedzę już w pociągu i jest mi wygodnie, jadę, jadę. Są wszyscy, jadą, jadą.
Prędzej, czy później nadciągnęła Warszawa, bardziej później bo była już 21. Clinton zagrał na pewno fajnie, ale pewne zrządzenia sprawiły, że nie trafiłem na koncerto, nikt nie trafił, bo za bramą już stwierdziliśmy ( kto stwierdził?), że organizacja jest słaba i wychodzimy.
Coś tam pomarudziliśmy, Mesy są leniami i nie obsługują swojej strony, dzięki której zarabiają grube hajsy i nie są w stanie przyjąć zamówienia przez 2 dni. Antyprops.
Poszliśmy gdzieś tam, nie będę wymieniać, bo nie znam się na Warszawie, ten niżej wie. W każdym razie kebabowa część Warszawy stoi na mega wysokim poziomie i jak będę wpadać to za całą kasę kupuje kebaby, bo są dobre, amcia, amcia.
Robson osikał Sejm! Robson osikał Sejm! Niecnota z niego, ale i tak się lubimy.
Powitała nas jakaś knajpa w parku, dziwna opcja, ale mi się podobało. Coś tam, coś tam, Klony 100 lat.
Poszliśmy sobie już stamtąd, dziwne drogi, ulice szare, latarnie też szare. I jak tu iść, żeby nie wpaść na latarnię, skoro mają taki sam kolor?
Zamieszanie, ja mówię, że jadę później, Kuba teraz i pojechał, o co chodzi?
Kebab, zupka. Nie, jedźmy teraz, Lubcio, tak czy inaczej, będziemy tylko spać. No dobra, idziemy jechać, ale Kuba już wsiadł, nie no.
Jedziemy, szybko dokupiłem kilometry, żeby jechać przez Częstochowę i Katowice, pomijając bezpośredni do Krakowa.
Wysiadając, nie omieszkałem pożegnać Bryny, Polaczka, Lubcia. Oni pojechali dalej beze mnie, co za ludzie. Częstochowa, Katowice. Dziecko żebrze o kaskę na kafejkę, dobra bajerka, ale ja jestem twardy i mu nie daję, a co. Jadę już, śpię na stojaka w oknie, jak to możliwe?
Jestem w domu. Być, czy mieć?

Kocham Was wszystkich.

Przepraszam. Ciebie też kocham, wiesz o tym, jak źle bym się nie zachowywał.

Brak komentarzy:

statystyka