wtorek, 21 października 2008

Lekko, zgrabnie - jednak brak fragmentu, na brzuchu kreśli się uśmiech.

Jestem, bardzo jestem. Od dawien dawna nic nie ukazało się na łamach IPS, nadszedł czas najwyższy na krótki, malutki apdejcik, chociaż więcej dup niż ja liter, miał tentypmes na płycie. Komar siedzi na monitorze. Gonię go myszką, nieskutecznie, nie odczuwa lęku, urwaaa.

Ostatnio byłem tu sobie zaraz po jakiejś tam małej bibce, która była i nie była. Po drodze zaliczyłem Afure, Repsa ( dziwne imię jak na angola, zresztą jak na angola przystało - dziwny angol), jakąś tam Warszawę.
Skrót teleekspresowy mógłbym zaprezentować lepiej niż Maciej Orłoś, lepiej niż każda inna dupa pracująca w tej machinie sukcesu. Bo po co męczyć się, żeby czuć brak czucia? A może to tylko globalizm kubków smakowych pragnie zdobyć należną sobie szacunę uliczną, salonową i każdą tą inną, która wpada w głowy, jak Minnie Riperton na jesieni. Nic powiedzieć nie mogę. Powiesz za mnie?
Afu-Ra, koniec września, 27.09 bodajże, ale kto by o niego tam dbał. Było fajnie, ale nie na koncercie. Znów gdzieś w chuj strzeliły 2-3 dni mojej młodości, która umyka jak kupa na pampers do multiużytku. Będziemy żyć każdy dzień do końca. Obiecuję. Przyjechało trochę śląska, on był fajny. I ludzie z domu na Salwatorze też są lubiani przeze mnie, no. Dzięki organizator. Koncert był raczej wydarzeniem bokserskim, niżeli jakąś tam fajną imprezoł hibhobowom. Barwą kradzieży spłynął księżyc, noce są łaskawsze, bo chwile we dwoje, ja i piwo, pozwalają o tym zapomnieć. Czemu miałbym nie zapominać, skoro zapominanie jest wpisane w naszą czystą kartkę. Czy czysta kartka jest czysta? I dlaczego niektórych słów zapisać na niej się nie da, tak, jakby prowadziła selekcję, ale mniej naturalną, niż ta do której przywykliśmy? Wyszedłem przed Masta Killą, nie wiem co dalej. Pogubiłem dużo ludzi, dużo odległości różnych przebyłem, potem byłem w domu.

Reps w październiku?
Byłem.
Na saporcie mnie zabrakło, ale na Repsie też było może nawet przyjemnie. Buńczucznie. Miło zagrał, słyszałem, jak dał mi usłyszeć materiał ze Skill Mega, taka jakaś formacja wieśniaków.
Wyszedłem sobie stamtąd, bo sie skończyło. Ja i bagażnik.
Ja wsiadam do bagażnika, a za mną ponoć stoi policja. Rozlega się miły dźwięk niebieskich świateł.
"Ojej" - myślę sobie na głos.
Łapówką kipiało ze wszechmiar. Sardynki nie dają łapówek, więc nie proponuje moich 10zł, za które musiałem kupić 3 piwa. Zbieżność wykroczeń - 400zł. Myślę na niegłos, że zgłupieli. Ale nie zgłupieli, popisali w zeszytach i poszli sobie do domu.
Czy to szczęście, czy po prostu żal wzbudzany w sercach moją osobą?
Mam taką twarz, że mandatu mi nie dają, mówią do mnie, seplenią i pluwają.
Dlaczego ciągle czekam na imprezę z nC, jak na pierwszą gwiazdkę w Aniołka?
W ostatni weekend Warszawa. Warszawa okazała się miastem. Bez złudzeń. Praga północna. Siekiery latają, że niby. Rano dowiaduję się tak. Buty nosiły nas do sklepu monopolowego. Koło klubu z dresami. Nawet mili. Nie wiedziałem, że tam można umierać jak sie nie chce umierać. Słoma najebał się spał. Beze mnie najebał się spał. Z kimś najebał się, z dupą spał. Telefon był nieodbieralny. Szkoda. Nie ujrzałem, a ochota była, nawet ogromna. Wynajmowanie autokaru też jest fajnym pomysłem, kierowca pijący w nocy z nami, nie wstaje rano. Przyjemność bardzo i uśmiech na twarzy stoi twardo jak banknot w książce o królewskim embargo.
Wróciliśmy. Jestem w domu. Ale czy dom jest domem, jak bardzo potrzebny jest mi on, a ważniejsze - czemu mój dom jest tam, gdzie inni ludzie, tam, gdzie lubię z nimi przebywać, a nie tam, gdzie jest mój dom?

Cień pada na chmury z księżyca. Tylko.
statystyka