czwartek, 4 września 2008

"2 światy, 2 różne miejsca na mapie, 2 różne przyjazdy i powroty but there is one love"

Ash Kemp durbatulûk, ash Kemp gimbatul,
ash Kemp thrakatulûk agh burzum-ishi krimpatul.

One Kemp to rule them all, One Kemp to find them,
One Kemp to bring them all and in the darkness bind them.

Podróże kształcą, to pojechałem na Kempa.
Wyjazd z Krakowa, jakoś o 20:35, był mistrzowsko nieogarnięty, to się wczułem, bo tylko ja umiałem kupić dobre bilety na pociąg. Kobieta w kasie strzelała ogniem zza okularów, kiedy po raz piąty podchodziłem po parę takich samych biletów i pewnie dziękowała Allahowi, Jah, Bogu, czy innemu Quetzalcoatlowi za każdym razem, kiedy tylko mój krzywy ryj znikał sprzed jej szyby. Narkoman dostał od nas dwie bułki, bo był dobrym narkomanem ( follow-up, Mełcin dobry pedofil).
Jade, jade. Jade na frytki do Częstochowy. Jedzie dużo osób w pociągu, bo im pomogłem. Różni ludzie, różne przedziały, różne wszystko, bo ja jestem wszędzie i nigdzie. W Częstochowie jakaś laska chce bić 20 osób, dwóch molo-dżolo podrywa Sylwię na śpiewy, dobrze śpiewali, ale kurwa, takiego zachowania poza amerykańskimi filmami nie widziałem w życiu.
Powiedzmy, że wsiadłem już do pociągu do Kudowy, posadziłem dupsko, bo Lubcio był, ale tylko swoim grubym cielskiem.
Powiedzmy, że wysiadłem w Kudowie, bo poza 170 litrami popcornu na podłodze, nie chce mi się opowiadać o niczym. O popcornie też nie, więc wiedzcie, że był.
Kudowa przyniosła ciekawe wydatki, jakoże kocham Piasta, nie mogłem się nie skusić, ujrzywszy hurtownię napojów. Piękna paletka spoczywała w moich podnieconych łapskach. Jaram się.
Kryniu, wiesz, że Cię kocham za autobus. Ludzi z KDW też, bo są Twoimi ludźmi, a ludź mojego ludzia jest moim ludziem.
Jestem na Kempie w czwartek, więc ładuj. Piasty mi rozkradli, albo ja rozdałem, nieistotny szczegół, poczułem się bezradny niczym Edyp na końcu książki.
Piątek, mega rozjebka, to pamiętam. Stałem pod sceną do 5 rano, ale nie pamiętam nic więcej, że nie zerwał się film w sensie, ale mam po prostu dziurę w głowie i nie wiem co się działo.
Sobota. Też nie wiem.
Niedziela. Jebać plebejski kemp.
Poniedziałek powrót.
Ogólnie Kemp zlał mi się w jeden wielki dzień. Obozowisko NS/Krk z którym byłem rozbity, nawiedziałem z rzadka, co zostało mi wytknięte nie raz, nie dwa, a trzy, może cztery, ale Bacin, Cygan, Stanek, Pinek, TenKtóregoImieniaNieMogęZapamiętać, Skorup, Głowa, Kuba, Sylwia, Dominika i Kraków zawsze spoko! Jednak był Słoma, Lubcio, Lipa, Sibe, Margo, Oryn, Kaczy Proceder i cała ta reszta. Żyje jak żyje każdy mój ziomek, 40 osobowa ekipa, wiecie. Kto był zresztą, ten wie. Czeszki, które nie znają Power Rangers, ale rozdają grzybki i takie tam. Nie chce mi się pisać, bo nie pamiętam już, zresztą emocje opadły.
W Słombile wszyscy mają wódke za darmo.

Wizja druga ( w sensie drugiego ego bloga):
One what? One love.

Czwartek, sądny dzień, jak w Biblii- pracowałem. Godzina 19.08 wbijam do domu, szybka kąpiel.
-A co Ty się gdzieś wybierasz?
-No, a nie mówiłem Ci, że jadę na Kempa?
-Ty zawsze coś tam sobie gadasz. A kiedy jedziesz?
-Dzisiaj w nocy.
targ z mamą o hajsy, torba na ramię, pociąg podmiejski. Dalej, miasto szyku-podobno, tak przynajmniej mówią słowa piosenki. Galeria Mokotów i jej EMPiK.
-Dostanę u Was bilet na Hip Hop Kemp z ticketonline?
-Na co?
-Na Hip Hop Kemp
-Zaraz zobaczę.... Ale to jest w Czechach?!
-No..poproszę.
Przemieszczam się dalej, pierwsze strużki potu na czole. Centralna, pociąg do Kudowy i wtedy...
widzę kapturnika niczym z KKK wyglądającego przez okno. Mój cel, wbijam, czterech gości, krótka rozmowa i pada:
-Do Czech?
-(uśmiech) Tak
-Do Hradec?
-(uśmiech x2) A jak.
Już wiem, będzie dobrze. Jeden z gości Wołek mógłby konkurować z pewnym headliner'em wśród kempowiczów. Palimy raz, drugi, trzeci. W końcu Kudowa i taksa do Czech. Hradec, telefon nie działa, Peron miał mi zająć miejsce pod namiot. Rozpoczyna się walka z czasem, samotnie przemierzam pole namiotowe niczym stepy Akermanu w poszukiwaniu jakiejś znajomej mordy i wtedy... ona.. jedyna w swoim rodzaju, ta którą miał Siwers z BC, czerwona czapka Prosto('Reminiscence over you' w tym miejscu dla Ciebie), zbawienie, zsikałbym się ze szczęścia gdyby mi się chciało. Ktoś daję zadzwonić, jest Rumun, rozbijam się. Przechodzę obok obozu Krk/NS i po raz pierwszy słyszę "Ładuj, kurwa!". Będzie pięknie myślę, przed oczyma najpiękniejsze chwilę ostatnich lat- zarzygane łóżko, spanie z kiblem w objęciu czy sen na -15 Celcjusza przez 2 godziny. W międzyczasie blondynka z Krakowa 3x wymawia moje imię 'Zaraz', chwilowo nie mam czasu, dopada mnie, nawet się nie wita. zonk, gleba, chuj wie jak ale nie tak jak trzeba.
Zaczyna się część właściwa. Zakupy, czeskie siki- 4,1%?!!, gdzieś tam coś jaramy(i w tym momencie pragnę powiedzieć, że wydarzenia które wydarzyły się w niedziele mogą zostać zamieszczone w wydarzeniach piątkowych i odwrotnie, ).
Cypher pierwszy, stoimy w parę osób, gadamy, nagle Wojtas wpada w czyjś namiot, jak się okazało to Perona ścięło w ten sam sposób co drzewa podczas Katastrofy Tunguskiej. Nie wiem co dzieję się dalej, zgubiłem każdego z 40osobowej ekipy. Przedzieram się przez tłum pod główną sceną, ktoś się na mnie patrzy, mówi, 'Kim jesteś dziewczyno?', myślę. Puzonek, God save the queen. Jest, nie jestem sam. eMC, najlepszy koncert, mam zajawkę przez to po dziś dzień. Godzina piąta, ląduje w śpiworze, rozbieram się do box'ów, grzeję mnie równo, fchuj niewygodnie, ale co tam "Twarda bania i zaciśnięte pięści".
Dzień drugi, śniadanie+zupa chmielowa nic więcej nie wyróżnie do czasu godziny nadchodzącej a która nadejść miała o godzinie 16.00. Hasło cypher, freestyle, nie podoba mi się że gnębią psychicznie jednego z moich ludzi. Szkoda mi go gorzej niż Gracjana, ale co tam "morda nie szklanka wpierdol nie niespodzianka". Nadchodzi wieczór, znowu gubię swoich ludzi, idę w namioty
-Klon?
-Co jest?
jestem uratowany, wbijam i co mogę z nimi robić? Jaramy.
Odwołany drugi koncert jednej z głównych gwiazd, ale i tak jest dobrze. Wróć!
Jesteśmy przy toy toy'ach. Dopadamy Chorwatów, Junior ma o czym rozmawiać, wchodzi do kibla i zaczyna swoją rozmowę przez drzwi "Zagrzeb!...Croatia!...Agrr!...", otwiera drzwi i ukazuje swa sylwetką siedząca gładką skórą jak u niemowlaka wprost na kiblu. Dzisiaj jak o tym myślę dochodzę do wniosku, że za rok wezmę chyba ze sobą deskę klozetową, można by jeszcze zarobić przy wypożyczaniu po wcześniejszym okazaniu badań na HIV, etc.
Dzień 3 śniadanie+zupa chmielowa.
Nie wiem co się dzieję dalej. Pora ogarnąć swój stuff, podbijamy z Wróblem do Polaków. 250 koron. Szkło, bletki, temat, siadamy pod poniemieckim baldachimem, wpada do nas z 6 typa z Krakowa, częstują. Wpada jakaś panna, 'taguje' namiot Bobek Birma, Słoma bej czy Hip Hop Kemp 2008 Warszawa z anarchistyczną końcówką Czy my kurwa wyglądamy jak Małolat/Ajron? Marne koncerty dzisiaj, czekamy tylko na Roots'ów. W drodzę nie wiem co się ze mną dzieję, idę się odlać, bez pomocy mojego zszytego kciuka nie mogę sobie poradzić z zapięciem 3 guzików u spodni. Dobra duszo, ukaż się. Podbijam, grupka +/- 8 osób, Polacy, 15 minut nawijania, 15 minut brechtu chociaż nie pamiętam nic oprócz prośby zapięcia guzików. Sam występ- kozak, ale eMC nie przebija Hate me now. Gdzieś tam się szlajamy, Fiflak mnie zaciąga do Dom Czech- wstęp +18, mówi że mają być striptizerki, chujnia. Znajduję się przy ognisku, idę po drewno, wchodze w Czeskie gówno, przynajmniej taką mam nadzieję że było Czeskie, Ty Polaku jeżeli to czytasz chyba nie srałeś poza ogrodzeniem? Shame on ya. Siada obok mnie gość
-A Ty jesteś kimś znanym?
-Co to znaczy kimś znanym?
-No, czy znany jesteś jakoś
-****, *****phy
-Nie lubię tego forum
(Co Ty gadasz, zajebiste jest)
-Ja pierdole, wszyscy tu jacyś znani są
Faaajnie.
Płoną namioty, przyjeżdża straż pożarna, biegniemy za nią jak dzieci w Afryce za samochodem z jedzeniem. Gaszą pożar a tłum wydaję coś w rodzaju "Ugh, ugh, ugh ugh". Ja pierdole co się dzieję, więcej nie palę.
Noc. Śni mi się na jawię, że jaram z Klonami. Przemieszczam się po namiocie, joint przechodzi z rąk do rąk aż w końcu dochodzę do siebie po upadku mordą na twardą glebę.
Poniedziałek, pakuję się, chłopaki z pociągu już czekają w taksie, zostawiam torbę idę po moich ludzi, spoźnieni 15 minut, wychodzę za bramę, widzę odjeżdżająca taxe. Kurwa. Moja torba. Podchodze, czai się kurwa w krzakach jak pedofil(follow-up do Mełcina). Nigdy nie cieszyłem się tak na widok tej dziwki, która nie posiada nawet paska na ramię. Powrót taksą wyjebaną. Kudowa. Home sweet home. Czy aby na pewno? Jakoś dziwnie, brakuje mi tego wszystkiego jak magnes/zu w mym organizmie przez co mam skurczę(chuj Wam w twarz). Mam sny, chorę akcję z kempu, ale są fajne tak jak ten blog.

'Na Wiedeń'.

Tylko jeden filmik będzie w 100% adekwatny

Brak komentarzy:

statystyka